Nawigacja

Aktualności

75. Rocznica wyzwolenia obozu z rąk niemieckich. Niemiecki obóz kobiecy KL Ravensbrück.

W kwietniu 1945  r. Armia Czerwona zbliżała się do rozbudowanego do granic możliwości obozu KL Ravensbrück. Na terenie obozu trwała jeszcze gorączkowa ewakuacja więźniów, dokumentów, a przede wszystkim personelu. Dziewczyny z dawno już wyblakłych zielonych baraków czekały na wyzwolenie. Dla niektórych z nich dzień 30 kwietnia był pierwszym dniem wolności po sześciu latach niewyobrażalnej walki o przetrwanie. Wiele z nich nie doczekało jednak tej chwili. Przez obóz przeszło ponad 132 tys. kobiet i dzieci, w tym ok. 40 tysięcy Polek,
75. rocznica uwolnienia więźniarek spod jarzma niemieckiego terroru miała być obchodzona nadzwyczaj podniośle i uroczyście. Przy okazji tego wydarzenia, godny pochówek miały mieć też szczątki kobiet-więźniarek odnalezione podczas prac ekshumacyjnych prowadzonych przez Instytutu Pamięci Narodowej. Od zeszłego roku na terenie cmentarza pobliskiego miasteczka Fürstenberg trwały poszukiwania urn. Od 1989 r. wiadomo było już na pewno, że na tym cmentarzu chowano skremowane ciała więźniarek, które zmarły bądź zostały zamordowane w niemieckim obozie koncentracyjnym Ravensbrück. Od wielu lat trwały starania, aby wszystkie szczątki więźniarek zostały odnalezione i godnie pochowane. Musimy niestety na to jeszcze poczekać.
W tym tak ważnym, rocznicowym roku pamięć więźniarek miała uczcić także młodzież zebrana podczas ogólnopolskiego konkursu recytatorskiego W kręgu poezji i prozy lagrowej więźniarek KL Ravensbrück organizowanego co roku przez IPN. Projekt skupiający młode talenty co roku przybliża portrety więźniarek-Polek-literatek tworzących w czasie pobytu w obozie. Od pierwszych edycji konkursu finaliści w ramach nagrody otrzymywali możliwość wyjazdu do Narodowego Miejsca Przestrogi i Pamięci Ravensbrück, co było dla nich duchową, emocjonalną i poznawczą podróżą. Było to niesamowite przeżycie, nie tylko dla samych uczestników i opiekunów,  ale także dla nas edukatorów. Co roku bowiem najważniejszą nagrodą stawało się samo spotkanie z Dziewczynami w miejscu gdzie zwyciężyły wartości
Miasteczko
Piątkowe majowe popołudnie, a my mijamy uśpione miasteczko Fürstenberg, zatopione w przygotowaniach do odpoczynku. Niska zabudowa otacza piękne jezioro, po którym w rytm wiatru dryfują żaglówki zachęcające turystów do rejsu. Pomiędzy domami prześwituje tafla wody z dziwną wysoką budowlą. Na drugim brzegu widać długi mur, wysoki komin i ogromny pomnik górujący nad krawędzią jeziora Schwedt. Pani Maria Lorens, córka jednej z byłych więźniarek, dopiero teraz pierwszy raz przez mikrofon zabiera głos i opowiada nam o tym, co widzimy. Przypomina, dokąd jedziemy, bo ten sielski pejzaż płata figle naszym zmysłom. Przecież tam, po drugiej stronie jeziora, widać obóz koncentracyjny Ravensbrück, a komin to część krematorium. Droga, po której jedziemy, która prowadzi do samego obozu, została wybudowana przez więźniarki; to ta sama droga, którą i one szły ponad 70 lat temu, zanim ułożono tory kolejowe prowadzące do Ravensbrück i części przemysłowej z drugiej strony obozu.
Posiadłość Himmlera
Frauenkonzentrationslager Ravensbrück powstał w obrębie prywatnej posiadłości Henricha Himmlera, oddalonej o 85 km od Berlina i otoczonej bagnistym obszarem zamkniętym z jednej strony wzgórzem, a z drugiej – jeziorem. Budowę obozu rozpoczęli więźniowie z pobliskiego KL dla mężczyzn w Sachsenhausen. Od wiosny 1939 r. zabudowania stawiały także kobiety przywiezione w pierwszych transportach.
Początkowo obóz liczył 16 pomalowanych, schludnych baraków otoczonych klombami szałwii. Każdy z nich miał dwie izby ze 135 trzypiętrowymi łóżkami, kuchnią, umywalnią, ubikacją, jadalnią. Teren o wymiarach 100 × 200 m był otoczony 4-metrowym murem zwieńczonym kolczastym drutem pod wysokim napięciem. Idealny obraz obozowy trwał jedynie od marca do września 1939 r.; później, czego chyba nie przewidział autor planów obozowych, na skutek bardzo szybkiego napływu więźniów każde wolne miejsce zaczęły zajmować prycze, na których wciąż rosła liczba więźniarek. Od 1941 r. systematycznie rozbudowywano obóz; do 1945 r. trzykrotnie zwiększył on swoją powierzchnię. Dobudowano 16 bloków, tworząc nową część obozu, wybudowano tkalnię i szwalnię. Rozszerzono obóz o tzw. podwórko przemysłowe, które stało się podobozem Ravensbrück. Więźniarki, pracujące m.in. w warsztatach Dachauer Betriebe czy Siemensa, mieszkały tam w pięciu barakach. Wraz ze wzrastającą liczbą kobiet przywożonych do obozu oraz wzmagającym się zapotrzebowaniem na siłę roboczą w fabrykach i warsztatach Trzeciej Rzeszy obóz nieustannie się powiększał. Utworzono cztery nowe ulice obozowe równoległe do głównej ulicy, a niedaleko baraków postawiono namiot dla nowo przyjętych więźniarek poddawanych okresom karencji. Największą powierzchnię Ravensbrück osiągnął jesienią 1944 r.
Obóz męski
W kwietniu 1941 r. wybudowano również obóz męski, przez który przeszło w sumie ok. 20 tys. więźniów, z czego 86 proc. stanowili więźniowie polityczni. Obóz męski utworzono na potrzeby rozbudowującego się obozu kobiecego oraz warsztatów firmy Siemens. Więźniowie wykonywali najcięższe prace budowlane i byli izolowani od więźniarek. Obóz istniał do 1945 r.
Umieralnia
W 1942 r. na skraju jeziora Schwedt utworzono obóz wychowawczy (Jugenschutzlager) dla niemieckich dziewcząt, w którym przebywało ok. 1,2 tys. wychowanek. Stanowiły one grupę kobiet zaliczonych do kategorii: kryminalnych, aspołecznych oraz politycznych, nawet wielbicielek zakazanej w III Rzeszy muzyki swingowej. Dziewczęta socjalizowano przez przesłuchania, wywiady dotyczące sytuacji rodzinnej, obrażając je, wyzywając. Jugendschutzchaftlager Uckemark miał stanowić wstęp do szeroko zakrojonego programu, mającego na celu segregację ludności według określonych kryteriów oraz ich resocjalizację za pomocą pracy i terroru. Od grudnia 1944 r. obóz był systematycznie likwidowany. Od tego momentu służył jako umieralnia dla chorych, starych i niezdolnych do pracy kobiet z FKL Ravensbrück. Pierwszy transport ok. 1,5 tys. kobiet trafił tam 22 stycznia 1945 r. Ogółem przebywało w nim ok. 8 tys. kobiet. Powszechnie miał opinię umieralni, z której najsłabsze więźniarki wywożono do komory gazowej, a zwłoki – do krematorium.
Do budowy krematorium przystąpiono w kwietniu 1943 r. W związku ze wzrostem śmiertelności oraz liczebności więźniarek dotychczasowe metody zawodziły. Przewóz w takiej liczbie zwłok do sąsiedniego miasteczka, Fürstenbergu, gdzie palono je w tamtejszym krematorium (notabene funkcjonującym do dziś), był bowiem kłopotliwy – tym bardziej że wówczas wysyłano jeszcze rodzinom urny z prochami. Jak podaje Wanda Kiedrzyńska, do specjalnych skrzyń pakowano dziennie 25 urn, a resztę popiołów zakopywano obok krematorium. W tym miejscu warto nadmienić, że urny z prochami – w tym matki biskupa wrocławskiego – odnaleziono całkiem przypadkiem w 2002 r. na miejscowym cmentarzu.
Budowę krematorium rozpoczęto na początku kwietnia 1943 r. i zaczęło ono działać już 23. dnia tego miesiąca. Początkowo funkcjonowały dwa pieca, a pod koniec 1944 r. zainstalowano trzeci. Wanda Kiedrzyńska wskazuje, że od stycznia 1945 r. do końca marca spalono 6,4 tys. ciał. Krematorium umieszczono tuż za murem obozu, skierowane bokiem do jeziora, wejście natomiast zostało schludnie otoczone klombem. Tuż przy krematorium zbudowano komorę gazową mogącą pomieścić ok. 180 osób dziennie. Po spaleniu ciał w krematorium popiół wrzucano do pobliskiego jeziora. Przed wybudowaniem komór gazowych więźniarki uśmiercano przez rozstrzelanie w szczelinie śmierci w pobliżu krematorium. Ze wspomnień Polek wiemy, że przed rozstrzelaniem kobiety trafiały do bunkra-więzienia – gdzie czekały na swoją kolej; tam szykowały się na śmierć. Dosłownie – bo układały włosy, malowały usta i przywdziewały najlepsze, zdobyte przez inne więźniarki, ubrania, tam też się modliły. Był to w ich mniemaniu pewnego rodzaju akt godności.
Szkoła SS-manek
KL Ravensbrück był jednocześnie ośrodkiem szkoleniowo-wzorcowym dla przyszłych strażniczek SS, które przychodziły tu na „staż” i jako wykwalifikowana kadra trafiały do innych obozów. Strażniczki dostawały do pomocy wyszkolone psy – owczarki niemieckie – które nie pozwalały więźniarkom na chwilę odpoczynku przy ciężkich pracach, chwytając co chwila za łydki każdą, która choć na chwilę przystanęła. Szpaler wysokich blondyn w czarnych pelerynach, z groźnymi owczarkami u nogi, wykrzykujących epitety i bijących na oślep – to pierwszy obraz zastany po przyjeździe do obozu kobiecego Ravensbrück.
  W pierwszym okresie funkcjonowania obozu, gdy przepełnienie nie było jeszcze tak duże, a do obozu trafiały w większości więźniarki polityczne, obowiązywał nadzwyczajny rygor: najmniejsze uchybienia były karane chłostą, nawet do uśmiercenia ofiary, i zamykaniem w bunkrze-więzieniu. Dodatkową udręką były skłonności sadystyczne wielu strażniczek. Do tego dochodziła ciężka praca, ponad kobiece siły, którą można podzielić na dwie kategorie: praca wewnątrzobozowa i przyobozowa, która miała stanowić formę pracy wychowawczej dla więźniów przy zastosowaniu środków represji, dyscypliny, oraz – od 1942 r. – praca w przemyśle zbrojeniowym w ponad 100 komandach fabrycznych. Oczywiście pracę więźniów opłacano komendanturze obozu; w przypadku Ravensbrück tylko na przełomie 1944 i 1945 r. kasę obozową zasilało 80 tys. kobiet. Najbardziej powszechną pracą były roboty ziemne: budowa dróg, nasypów, osuszanie części jeziora, osuszanie jesienią torfowisk, a następnie ciągnięcie ciężkich wagoników, tzw. lorek, które często spadały z szyn na nogi więźniarek. Teren obozu został wybudowany w większości rękami pierwszych kobiet – więźniów politycznych. Z kilkunastu baraków rozbudowały siedzibę mieszczącą ok. 50 tys. osób, wzbogaconą szeregiem trzykondygnacyjnych domków aufzejerek, otoczonych schludnymi ogródkami schodzącymi do jeziora.
Obóz „fanatyczek polskości”
Do wybuchu II wojny światowej obóz zasilały przede wszystkim niemieckie Żydówki, kryminalistki i Niemki niemieszczące się w ramach nowej faszystowskiej ideologii wodza III Rzeszy, Adolfa Hitlera. Pierwsze Polki przywieziono do obozu 23 września 1939 r. z terenu Niemiec, z ziemi lubawskiej, Westfalii, Śląska i nadgranicznych powiatów: bytomskiego, lęborskiego, a także z Prus Wschodnich. Zostały one aresztowane tuż po ataku Niemiec na Polskę jako element niepewny i zagrażający ideologii nazistowskiej z powodu przynależności do Związku Młodzieży Polskiej w Niemczech, Związku Harcerstwa Polskiego, Związku Śląskich Kół Śpiewaczych, Związku Polaków w Niemczech itp. Od kwietnia 1940 r. do obozu trafiały już liczniej transporty z Pomorza, Bydgoszczy, Torunia i Poznania nazwane Sondertransport. Były w nich kobiety zatrzymane w związku z masową akcją aresztowań inteligencji, określane często jako „fanatyczki polskości”. W czasie funkcjonowania obozu takich specjalnych transportów było kilka; przeważały w nich więźniarki polityczne, często z wyrokami śmierci. Do kwietnia 1945 r. na teren obozu przywieziono 132 tys. osób, z czego 40 tys. stanowiły Polki, w tym 12 tys. przywieziono w sierpniu i październiku 1944 r. z powstańczej Warszawy. Znaczna liczba więźniarek była odsyłana do innych obozów lub komand fabrycznych. Polki stanowiły ponad 25 proc. więźniarek; tuż po nich, bo 20 proc., to Niemki; 15 proc. – Żydówki i Rosjanki; 7,3 proc. – Francuzki; 5 proc. – Cyganki; następnie Ukrainki. Mniej niż 1 proc. stanowiły Czeszki, Jugosłowianki, Holenderki, Włoszki, Angielki, Norweżki, Hiszpanki.
Transporty specjalne były wypełnione przede wszystkim kobietami związanymi z konspiracją i strukturami państwa podziemnego, harcerkami, nauczycielkami, profesorkami, artystkami, arystokratkami, znakomitą częścią przedwojennych polskich elit. Największy pod względem liczebności był transport, który wyruszył z zamku w Lublinie 21 września 1941 r., a w Warszawie dołączono do niego więźniarki z Pawiaka, uzyskując łącznie 150 kobiet.
Ofiary eksperymentów pseudomedycznych
Jeden z bardziej dziś znanych, dzięki staraniom samych więźniarek i ich rodzin, transportów obejmował 56 kobiet przewiezionych 30 maja 1942 r. z Lublina, które następnie w większości poddano eksperymentom pseudomedycznym. Ta grupa kobiet, nazywana przez inne więźniarki „Królami” i czasem „Królikami”, przeszła niebotyczne cierpienia: wycinanie fragmentów kości i mięśni, sterylizację, zakażenia gangreną, amputację kończyn i inne zabiegi, które przyszły do głowy niemieckim lekarzom. „Pacjentki” poddawano wszelkim działaniom imitującym obrażenia poniesione podczas działań militarnych, np. wprowadzano do ran bakterie gnilne, tkaniny, drzazgi i szkło. Dodatkowo eksperymentowano także z lekami, np. z sulfonamidami (substancje bakteriobójcze, ale bardzo toksyczne), które w 1935 r. dopiero co testowano na myszach. Rekonwalescencja także pozostawała wiele do życzenia i przebiegała w nieludzkich warunkach. Nierzadko z wysoką gorączką, ropiejącymi ranami, nieprzytomne, były pozostawiane same bez opieki medycznej i dostępu do sanitariatów. Operowane niejednokrotnie bardzo szybko, wracały do ciężkiej, wyczerpującej pracy, nie mając odpowiedniego czasu hospitalizacji. „Króle” nie miały powrócić do zdrowia; zamierzeniem niemieckich lekarzy była ich likwidacja, by nie pozostawiać dowodów na przeprowadzanie jakichkolwiek doświadczeń. Tym eksperymentom poddano 74 kobiety, z czego większość to Polki. Ze wszystkich narodowości, które były w obozie Ravensbrück, wybrano właśnie je. Każda z nich przyjechała do obozu z wyrokiem śmierci za działalność konspiracyjną na rzecz wolnej Polski. Dzięki pomocy innych więźniarek większość „Króli” przeżyła. Koleżanki niejednokrotnie ukrywały je, potajemnie opatrywały, dokarmiały, nawet organizowały im numery obozowe po nieżyjących już więźniarkach. Kobietom udało się sporządzić listę osób poddanych eksperymentom, spisać daty wszystkich operacji oraz imiona i nazwiska lekarzy, a także przemycić ją poza mury obozu.
Postawa Polek
Konspiracyjna działalność Polek wyróżniała je na tle innych narodowości. Zresztą nie tylko ona. Polki szczególnie dbały o higienę, wiarę i wiedzę. Były niezwykle solidarne i wspierały się wzajemnie. Starsze czuły się odpowiedzialne za młodsze i starały się je wychowywać. Polki jako jedyne prowadziły na terenie obozu tajne nauczanie i tajną harcerską organizację – „Mury”. Podczas nocnych apeli przeprowadzano np. lekcje astronomii, wskazując dyskretnie gwiazdozbiory; w dzień egzaminowano z tabliczki mnożenia czy przepytywano z elementów biologii. Prof. Karolina Lanckorońska prowadziła zajęcia z historii sztuki, opisując z najdrobniejszymi szczegółami zdobycze architektury czy malarstwa. Recytowano wiersze, fragmenty prozy; niektóre z więźniarek, jak Grażyna Chrostowska czy Halina Golczowa, same pisały wiersze. Przedwojenne instruktorki: Józefa Kantor, Maria Rydarowska i Zofia Janczy, założyły drużynę harcerską „Mury”, która rozrosła się do siedmiu zastępów liczących 102 harcerki. Dziewczyny pomagały w zdobywaniu żywności najmłodszym i najciężej pracującym więźniarkom, sprawowały opiekę nad chorymi, organizowały uroczystości rocznicowe. Maria Hiszpańska – młoda absolwentka Akademii Sztuk Pięknych – przez cały pobyt w obozie starała się zilustrować życie obozowe. Jej prace możemy oglądać w Muzeum w Ravensbrück, mieszczącym się w budynku dawnej komendantury. Natomiast w dawnych budynkach aufzejerek mieści się dziś ośrodek wypoczynkowy dla niemieckiej młodzieży – Jugendherberge Ravensbrück.
Po obozowych zielonych barakach nie pozostało śladu. Po wkroczeniu na teren obozu Armii Czerwonej w kwietniu 1945 r. wszystkie elementy drewniane sukcesywnie wykorzystywano na opał, a pozostałe budynki zaadaptowano na potrzeby koszar. Kobiecy obóz Ravensbrück zlikwidowano wraz z ostatnim transportem ewakuacyjnym, który dotarł do Polski 22 lipca 1945 r.
Historia kobiet z KL Ravensbrück na tym jednak się nie kończy.
Urszula Gierasimiuk- naczelnik Biura Edukacji Narodowej w Białymstoku
do góry